Mój jest ten kawałek ogrodu

Mój jest ten kawałek ogrodu

Prawie 1200 hektarów w Warszawie zajętych jest przez działki pracownicze. Jedni uważają to za korzystny dla stolicy fenomen, inni za skandaliczne marnowanie miejsca. Czytaj dalej

Obywatel Jabłoński w nagrodę za wzorową uprawę ogródka pracowniczego, decyzją zarządu i kolektywu działkowiczów, otrzymuje prawo do nowej lokalizacji – to jest działki numer 278 – taką informację otrzymał mój ojciec w 1954 roku. Mieliśmy wtedy kawał ugoru na obrzeżu Sadów Żoliborskich przy Krasińskiego. A dostaliśmy przedwojenny teren z dwiema gruszami, trzema wiśniami i czymś tam jeszcze. Radości w domu było co niemiara.

W tym czasie z takiej działki zbierało się do pół tony warzyw i owoców, co stanowiło pewną pozycję w rodzinnym budżecie. Tak też myślały tysiące warszawiaków zajmujących pod swe działki wszelkie nieużytki. Co ciekawe, jeszcze w kilka lat po zakończeniu wojny znajdowało się tam mnóstwo niewypałów, a nawet trupy. Niżej podpisany, podczas zabawy, wygrzebał łopatką niemiecki granat trzonkowy, natomiast na terenie żoliborskich ogrodów przy Promyka były kości ludzkie. Przed wojną miał tam być półhektarowy basen (w niedokończonym parku Moniuszki). Po upadku powstania Niemcy wrzucali do tego wykopu zwłoki z całej dzielnicy; nie wszystkie potem ekshumowano. Ostatnią widoczną wojenną pamiątką na działkach jest rozpadający się żwiro-betonowy bunkier niemieckiej straży kolejowej przy Dworcu Gdańskim.

Rozrost niepohamowany

Tuż po wojnie w polskich miastach na działki wyznaczano tereny na obrzeżach. Tymczasem w Warszawie można było zajmować pod ogródki pracownicze niemal każde wolne miejsce. Pieniędzy brakowało na odbudowę ruin, więc nikt nawet nie marzył o wielkich osiedlach. I powstawały dziesiątki ogrodów, m.in. wokół fortów Blizne przy Lazurowej

i Szczęśliwickiego w Al. Jerozolimskich, a także fortu Zbarż na Okęciu czy Służewieckiego przy Rosoła. Zajmowano, co się dało, nawet nieużytki wokół lotnisk na Okęciu i Bemowie. A z czasem zagospodarowano dawne tereny zalewowe Wisły – choćby w rejonie Trasy Siekierkowskiej. Ale wyznaczano też grządki i stawiano altany w takich centralnych miejscach, jak al. Waszyngtona.

Dziś urbaniści uważają, że miasta nie stać na marnowanie tak cennych gruntów w centrum. I przypominają, że już przed wojną ostrzegano działkowiczów, iż lokalizacja ogródków jest tymczasowa. Przecież pierwszy ogród (z 1902 roku, w rejonie Racławickiej) był parokrotnie przesuwany, by udostępnić miejsce nowo powstającym ulicom.

Po wojnie też tak było. Bodajże pierwsze padły działki przy Krasińskiego. Powstało w tym miejscu osiedle Sady Żoliborskie, które na przestrzeni lat 60. rozrosło się tak, że wyparło wszystkie ogródki pracownicze. Co prawda miasto łaskawie zaoferowało wtedy kolejne ugory, ale wielu starszym ludziom złamano serca. Na nowe drzewa owocowe czekaliby zbyt długo...

I to jest jednym z powodów obrony takich terenów. Dziś 60 procent działkowiczów to emeryci, którzy nie będą mieli siły jeździć kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy i wszystko robić od nowa, jak to proponują im niektórzy urzędnicy.

Marchewka i kwiatek

Jedną z idei, jaka przyświecała przed wojną ogródkom pracowniczym (a mieliśmy w mieście dziesięć takich zbiorowisk) było udostępnienie ziemi młodym ludziom jako terenów rekreacyjnych i służących zdrowemu wychowaniu dzieci. Idea ta została przez wojnę zweryfikowano i podczas jej trwania zaczęto pozyskiwać żywność. Nikt nie myślał o smacznych owocach, bo drzew było mało; sadziło się warzywa, pomidory, kartofle i co najwyżej krzaki agrestowe oraz porzeczkowe, bo te szybko rosły. Trzeba było tylko ich pilnować przed złodziejami.

Tu mała dygresja, otóż w wielu osiedlach na obrzeżach stolicy już w 1940 roku zaorano trawniki i uprawiano kartofle oraz kapustę. Zabrano się nawet za plac przed wejściem do żoliborskiego parku Żeromskiego (wtedy był on inaczej zaprojektowany – wolny teren pod przyszłą stację metra). Głód sprzyjał pomysłom, więc nie ma się co dziwić, iż podczas okupacji działki zakładano w pięciu nowych miejscach.

Wieczne spory

Pod koniec lat 30. mieszkańcy Mokotowa wpadli na pomysł budowy placu Niepodległości, u zbiegu alei o tej nazwie, Racławickiej oraz Odyńca. Teraz powrócono do rzeczonej idei. Spotkało się to z odporem działkowiczów zajmujących ten teren, jak już wspomnieliśmy, od wielu dekad! Z kolei okoliczni mieszkańcy chcą udostępnienia tych terenów dla spacerów, co nie wszystkim działkowiczom się podoba. Powstał klasyczny miejski spór – dla kogo działki. Dla wybranych czy dla wszystkich? Niektóre ogródki otwierają swe podwoje, a nawet wyznaczają tereny zabaw dla dzieci i odpoczynku dla emerytów (np. przy Rostafińskich). Lecz są i takie, które murują się przez całą dobę, ku wściekłości żyjących w pobliżu.

czytaj więcej...
Źródło: Rzeczpospolita

Tagi

Czytaj też…

Czytaj na forum

Kalkulator izolacji ścian

Społeczność budnet.pl ma już 19444 użytkowników

Użytkownicy online (1)

gości: 254

Ostatnio dołączyli
Zobacz wszystkich >
Galerie
Zobacz wszystkie galerie >