Opowiem dwie historie, które przydarzyły się mi i mojemu znajomemu. Jedną historię przeżyłem sam na własnej skórze, drugą zaś opowiedział mi mój kolega.

 

Pierwsza scenka – Właścicielka powiadamia mnie, że jutro o 8 rano przyjdą ludzie oglądać mieszkanie i prosi żebym je pokazał. Tak jak powiedziała tak się stało. 8 godzina, Warszawa Sadyba, dzwonek do drzwi, które oddzielają cały korytarz z mieszkaniami na danym piętrze. Szybko zbieram się i biegnę, aby otworzyć drzwi na klatce (w tym czasie nie było można zrobić tego z mieszkania) . Ewentualni nabywcy stawili się w liczbie 6 osób , więc jak na 27-metrowe mieszkanie trochę mnie to zmroziło, ale cóż grzecznie zaprosiłem wszystkich do środka i poprowadziłem do mieszkania, zastanawiając się jak oni wszyscy się pomieszczą i jeszcze dadzą radę oglądać mój wynajęty ,,apartament”.

 

 

Czytaj również: Inwestycje biurowe na warszawskim Mokotowie

 

Po pewnych perturbacjach jakoś udało się ich upchać i zaczęło się oglądanie kuchni, która pełniła rolę też przedpokoju i małego pokoju, który w połowie był zajęty przez duży materac do spania. Druga połowa pokoju to stolik , szafa i kawałek „mojej” podłogi. Do obejrzenia została tylko łazienka, więc otworzyłem drzwi, przez które wypadł z piskiem mój kot Usiek , a za nim brzydki zapach . W tym monecie moje przerażenie sięgnęło zenitu, uświadomiłem sobie, że wychodząc po gości nie zamknąłem łazienki co w perfidny sposób wykorzystał mój kot i jak zawsze w takich przypadkach załatwił się do brodzika. No cóż moja mina była chyba bardzo wymowna, kupcy za specjalnie się tym nie przejęli , nawet próbowali wszyscy razem wejść do tej łazienki żeby ją dokładnie obejrzeć. Po ich wizycie za parę godzin dostałem bardzo nieprzyjemny telefon od właścicielki, że zrobiłem to specjalnie żeby odstraszyć kupujących. Powiem szczerze zrobiło mi się bardzo głupio i przykro, przecież to zrobił mój złośliwy kot, a nie ja osobiście….

 

 

Czytaj również: Ostatni etap budowy Osiedla w Krośnie

 

Scenka kolegi. Opowiadał mi tą historię mój znajomy, który mieszkał na Powiślu w jeszcze mniejszej, dwudziestometrowej klitce. Do niego właściciel przychodził bez wcześniejszego uprzedzenia i bez skrępowania. O każdej porze dnia i nocy dzwonił do mieszkania, domagając się wpuszczenia do środka wraz z potencjalnymi kupcami. Pewnego razu w jesienny wieczór ten ,,kochany” właściciel postanowił przyprowadzić ludzi, którzy chcieli obejrzeć mieszkanie. Było już grubo po 21 więc kolega tłumaczy przez drzwi, że leży już w łóżku i jest niekompletnie ubrany. To nic nie dało, właściciel kategorycznie domagał się wpuszczenia do środka i zaczął grozić, że w razie czego użyje  swojego klucza. Tak też się stało po chwili brzęk  kluczy i ów człowiek wchodzi do środka wraz za nim cztery osoby zaproszone w celu oględzin nieruchomości. Pięciu osobom, które weszły do tego małego mieszkanka ukazał się niezwykły widok. Cały pokój usłany świeczkami, na środku pokoju łóżko, a na nim mój kolega, ale nie sam, jak łatwo się domyślić tylko w towarzystwie pięknej kobiety. ,,Nie”zaproszeni goście byli w lekkim szoku, podobnie jak właściciel. Niczym z ,,Procesu” Kafki okrążyli ich łóżko, wcześniej jednak slalomem omijając świeczki. Kolega starając się rozładować krępującą sytuację zażartował, że jak widać mieszka mu się tu bardzo wygodnie. Goście z niezbyt mądrymi minami zaczęli rozglądać się po małym pokoiku, który był wypełniony  pudłami z książkami, wieżami ułożonymi z płyt CD oraz stosami zeszytów z nutami. Natomiast  pośrodku jak na ,,katafalku”  mój  kolega wraz z seksowną dziewczyną  w łóżku. Po chwili kumpel rozbawiony do granic możliwości spytał się ich czy może mają jakieś pytania. Po kilkunastu sekundach jedna z osób nieśmiało zapytała – czy zajmujecie się muzyką? Po czym wszyscy opuścili mieszkanie wraz z właścicielem, na którego twarzy zagościł tępy wyraz zakłopotania. Kolega nie dowiedział się  czy właśnie oni kupili to mieszkanie, lecz na pewno nie zapomną tej sceny do końca życia.